Sytuacja opisana w artykule
"Przypadek Pana M." na www.darmowyprawnik.org jest nie tylko typowym
sposobem działania wszelakiego rodzaju windykatorów, którzy, korzystając z
niewiedzy prawnej społeczeństwa, domagają się zapłaty nieistniejących albo
przedawnionych długów, ale również ukazuje słabość systemu prawnego, który tego
typu działania umożliwia. Nie budzi wątpliwości, iż w demokratycznym państwie
prawnym, jakim jest Rzeczpospolita Polska, można skutecznie, bez przedstawienia
jakichkolwiek wiarygodnych dowodów, domagać się przed sądem od innej osoby
pieniędzy, a później egzekwować je za pomocą przymusu państwowego. Nie dziwi
również fakt, że wszelkiej maści windykatorzy często z tej możliwości
korzystają. Jak się bronić przed takimi praktykami?
Najłatwiejszym sposobem obrony
przed tego typu żądaniami windykatora jest zarzut przedawnienia, bowiem gdy
bank sprzedaje dług to w zasadzie możemy mieć pewność, iż jest on przedawniony.
Po co bowiem bank miałyby sprzedawać, za niewielką część wartości, dług, który
może w łatwy sposób sam odzyskać?
Co jednak w przypadku, gdy nie
możemy skutecznie powołać się na zarzut przedawnienia? Możemy wtedy spróbować
poddać w wątpliwość uprawnienie windykatora do dochodzenia roszczenia.
Uprawnienie do występowania w
procesie cywilnym w określonej roli to, w dużym uproszczeniu, legitymacja
procesowa. Rozróżniamy legitymację procesową czynną i bierną. Legitymacja czynna to uprawnienie do występowania w charakterze powoda, zaś
legitymacja bierna to uprawnienie do występowania w charakterze pozwanego.
Wszystkie podmioty, aby
skutecznie działać w procesie cywilnym w charakterze strony muszą spełniać
określone warunki - muszą m.in. mieć właśnie odpowiednią legitymację. W
przypadku powoda powinien on mieć uprawnienie do żądania zwrotu pieniędzy a
jego uprawnieniu musi odpowiadać obowiązek pozwanego zapłaty tych pieniędzy.
Podstawą uprawnienia powoda i obowiązku pozwanego jest najczęściej umowa:
pożyczki lub kredytu. Co najważniejsze umowa ta musi być skutecznie zawarta i
ważna.
Podkreślenia wymaga, że to na
powodzie ciąży obowiązek wykazania swojej legitymacji czynnej oraz legitymacji
biernej powoda. To powód musi udowodnić, że przysługuje mu roszczenie wobec
tego właśnie pozwanego.
Wracając do "Przypadku Pana
M" zwróćmy najpierw uwagę, że firmy windykacyjne nie udzielają pożyczek i kredytów, a jedynie kupują od banków lub innych instytucji finansowych
wierzytelności, czyli długi, powstające w razie niespłacania przez klientów
udzielonych pożyczek i kredytów. Windykatorzy uzyskują więc legitymację czynną
na podstawie umowy, tzw. umowy cesji (przelewu wierzytelności), zawieranej z
instytucją finansową. Na mocy umowy przelewu wierzytelności windykator uzyskuje
wszelkie prawa z tą wierzytelnością związane, w szczególności roszczenie o
zaległe odsetki.
Z naszego doświadczenia wynika,
iż owa umowa cesji to często swego rodzaju umowa ramowa, która dotyczy
wierzytelności wymienionych w załącznikach do tej umowy. Na mocy jednej takiej
umowy windykatorzy kupują nawet kilka
tysięcy wierzytelności.
Kończąc tę część rozważań możemy
przyjąć, iż windykator, dochodząc w postępowaniu cywilnym wierzytelności
uzyskanych na podstawie przelewu, musi udowodnić nie tylko istnienie samej
wierzytelności, ale także jej nabycie od banku. W przeciwnym wypadku można mieć
wątpliwości, czy windykatorowi przysługuje legitymacja czynna do dochodzenia
tej wierzytelności.
Przejdźmy teraz do okoliczności
faktycznych podanych w artykule "Przypadek Pana M.".
Z treści publikacji wynika, iż
"Na dowód istnienia długu oraz
przelewu wierzytelności Fundusz przedstawił umowę cesji wraz wyciągiem z ksiąg
rachunkowych i ewidencji analitycznej.". Brak jest informacji o
przedstawieniu przez Fundusz dokumentacji dotyczącej wierzytelności Pana M., a
konkretnie umowy pożyczki, z której wierzytelność ma wynikać. Nie wiadomo zatem
tak naprawdę, czy takowa umowa w ogóle istniała, czy nadal istnieje, czy
została skutecznie zawarta, jaka jest treść tej umowy, itd., itp.
Można więc przyjąć, że Fundusz
ograniczył się do przedłożenia Sądowi dokumentów, z których tak naprawdę nic
istotnego dla rozstrzygnięcia sprawy nie wynika. Funduszowi, jak się wydaje
umknęło, że wystawiane przez tego typu instytucje dokumenty są w istocie
dokumentami prywatnymi a nie dokumentami urzędowymi, czyli przedłożone przez
Fundusz dokumenty mają taką moc jak świstek papieru wystawiony przez Pana
Kowalskiego. Żaden zaś Sąd, mamy przynajmniej taką nadzieję, nie wyda wyroku
uwzględniającego powództwo, tylko na podstawie dokumentu sporządzonego przez
Pana Kowalskiego, z którego wynika, że Pan Nowak jest mu winny 10.000 złotych.
Nic zatem dziwnego, że Sąd nie
znalazł podstaw do wydania do wydania orzeczenia w postępowaniu upominawczym i
skierował sprawę do rozpoznania na zasadach ogólnych.
Podsumowując. W toku procesu z
firmami windykacyjnymi, różnego rodzaju funduszami sekurytyzacyjnymi i
podobnymi instytucjami należy więc sprawdzać czy posiadają, a jeżeli tak, to
czy należycie wykazali, posiadanie uprawnienia do dochodzenia wierzytelności,
czyli tzw. legitymację czynną. Brak takiej legitymacji lub jej niewykazanie
skutkować bowiem będzie oddaleniem powództwa.
Obok zarzutu przedawnienia
wierzytelności podniesienie zarzutu braku odpowiedniej legitymacji jest więc
kolejnym sposobem na uzyskanie korzystnego dla windykowanych rozstrzygnięcia.